Arizona California Travel Work and Travel

Dzień 4: Route 66, Joshua Tree National Park

By on 29 listopada, 2017

Po nocy w towarzystwie skunksów, nastał kolejny dzień, pełen wrażeń, kowbojskich klimatów i setek przejechanych mil. Dzień zaczęliśmy od śniadania – masła orzechowego, następnie moja głowa została ogolona i mogłem się cieszyć „prawie” ładną fryzurą. Do tego spotkaliśmy osły na drodze, a zachód słońca spędziliśmy w towarzystwie drzew Joshua.

 

Oatman

Jak już wcześniej wspominałem, na kolejny nocleg dotarliśmy późno, dlatego następnego dnia, otaczający nas krajobraz znów nas zaskoczył! Kemping nad rzeką w takim malutkim kanionie w towarzystwie kaczek i gołębi. Fajne prysznice, duże parkingi i to wszystko za 20$! Byliśmy pod wrażeniem tego miejsca. Po szybkim ogarnięciu się, nastał czas na podróż do miasteczka w klimatach kowbojskich, a dokładniej do Oatman.

Route 66, Oatman

 

Miasteczko oraz kopalnie złota powstały w ok. 1906 roku z obozu poszukiwaczy złota roku, gdy kilku z nich znalazło kruszec o wartości 10 milionów dolarów. W 1941 roku po znalezieniu kawałka złota o teraźniejszej wartości 2,6 mld dolarów, kopalnie złota zamknięto, a miasteczko opustaszało. Po 1960 roku, kiedy zainteresowanie drogą 66 wzrosło, ponownie ożyło. Mieszczą się tam super sklepy z pamiątkami, a jedną z atrakcji są osły, które sobie chodzą po miasteczku. Jeden z nich nas przywitał! Zrobiliśmy spacer wzdłuż miejscowości zahaczając o sklepy z pamiątkami. Szyldy budynków oraz klimat są niczym wyjęte z westernów, a ilość mieszkańców… hmm. Jest mniejsza od ilości osłów!

 

Był to nasz ostatni punkt na Route66, który opuściliśmy z bananami na buziach. Po drodze udało nam jeszcze się spotkać Osła samobójcę, który niewzruszony stał na środku naszego pasa i nie chciał ustąpić z drogi. Musiałem go ładnie poprosić i trochę okłamać…:
– Panie Ośle, proszę się odsunąć. Chcemy jechać dalej. – powiedział Bogusz wystawiając głowę z samochodu.

– Iiioooooo!!! – odpowiedział niewzruszony osioł stojąc na środku drogi.

– W takim razie mam dla Pana jakieś przekąski w samochodzie, proszę podejść – zachęcająco zaprosił do siebie osła.

Tymi słowami udało mi się przekabacić osła na podejście do samochodu. Czuję się źle, ponieważ narobiłem mu nadziei i w momencie, kiedy podszedł i wsadził głowę do samochodu, zrobiłem mu zdjęcia i odjechałem zostawiając go w tyle. Jego smutna „twarz” oddalała się w lusterku wstecznym.

Dalej, drogą 66 ruszyliśmy w stronę Joshua Tree National Park, który jest główną siedzibą Jukki krótkolistnej zwanej drzewem Jozuego. Po drodze udało nam się znaleźć słynny, namalowany na drodze znak Route 66. Odziwo, jest ich niewiele w tej części USA.

Tak nam się droga spodobała, że stwierdziliśmy, iż zboczymy kawałek z trasy do parku Jozuego i przejedziemy się kawałek dalej drogą 66. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że na niektórych odcinkach Route66, po prostu jej nie ma! I tak nas nawigacja wyprowadziła, że trafiliśmy na koniec drogi…

Route 66, a raczej chwilowa przerwa w dostawie drogi…

Żar z nieba, same kamienie, mnóśtwo dziur i droga polna. To zastaliśmy na końcu tej drogi. Tak więc, skierowaliśmy się na Los Angeles, aby dotrzeć do Joshua Tree National Park!

Pierwszym mormońskim osadnikom przybyłym na kontynent amerykański przypominały wzniesione ku niebu ręce modlącego się proroka, stąd nazwa drzewa Jozuego. Gatunek ten stał się symbolem pustyni Mohave w południowej Kalifornii i znajduje się tam pod ścisłą ochroną i to tutaj został założony Narodowy Park Joshua Tree National Park.

Joshua Tree, drzewo Jozuego

Rozmaitość kształtów i wzorów wzrostu tej rośliny ukazuje niezwykłą indywidualność każdego z tych drzew. Nie sposób znaleźć Jozuego, które wyglądałoby identycznie jak np. w przypadku sosen czy świerków. Park Narodowy mieści się w Kalifornii. Jak to mówią, słoneczna Kalifornia. To miejsce nie kojarzyło mi się jeszcze z Kalifornią, którą znam z filmów. Nie było plaży, pomimo słońca, nie było wcale tak gorąco, a do tego było bardzo suche powietrze, które dawało przypominało, że znajdujemy się na surowym terenie. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że stan Kalifornia jest jednym z najpiękniejszych miejsc, w których byłem w Stanach Zjednoczonych. Dlaczego? Ze względu na różnorodność, o której się dowiedziecie przy okazji następnych postów.

Ford Galaxie 500 z 1964

W parku oprócz drzewek znajdziemy mnóstwo skał, pojedynczych tworów, olbrzymich skupisk czy nawet skałę wyglądającą jak CZASZKA!. To jest dobra faza, skała wyglądająca niczym logo słuchawek firmy Skullcandy.

Skull Rock, Joshua Tree National Park

 

Na terenie parku narodowoego jest możliwość wjechania na jeden z najwyższych punktów, a dokładniej na Keys View, z którego rozciąga się niesamowity widok na wyżyny oraz pustynną dolinę pomiędzy parkiem, a górą San Jacinto. Żałuję, że nie mogłem spędzić tam więcej czasu, albo chociaż dłuższego o jedynie 2h dnia… Zachód słońca zmusił nas na pożegannie tego niesamowitego miejsca.

Nike and New Balance, Key Views, Joshua Tree National Park

Kalifornię czas zacząć! Opuszczając okolice Joshua Tree National Park, mieliśmy okazję podziwiać surową część Kalifornii, w której jest mało zieleni, mnóstwo wzniesień, bardzo wiało i przeżyliśmy niesamowity zachód słońca. Śmiało mogę stwierdzić, że prowadzenie samochodu przy zachodach słońca, to coś, co pozwala wpaść w trans (przy odpowiedniej muzyce. Już niedługo przygotuję playlistę, która towarzyszyła nam podczas tripa) i przenieść się do filmów o samotnych jeźdźcach. Dlaczego mówię o samotnych jeźdźcach, skoro jechałem z Beatą? Beata cały czas spała…

Jadąc i czując się samotnie pokonywałem kolejne mile, żeby po kilku godzinach dojechać do Los Angeles, a dokładniej do Little Tokyo, aby zjeść słynny Ramen. O knajpie Daikokuya dowiedzieliśmy się z bloga Magdy – Krytyka Kulinarna i postanowiliśmy sprawdzić czy to faktycznie ‘ramen który rozbił bank’. Więcej o knajpach, które odwiedziliśmy w poście poświęconym Los Angeles.

Zupa Ramen. Najgorsze doświadczenie jakiego doznałem w USA

Beacie bardzo smakował – 3 razy TAK. Mojemu żołądkowi nie przypadł zbytnio do gustu, przez co wieczorna przejażdżka przez downtown zamieniła się w Szybko i Wściekle, byle do domu. Naszym miejscem docelowym był pokój w dzielnicy Rosemead (45min od centrum Los Angeles), który zarezerwowaliśmy za pośrednictwem AirBnB, ale o pokoju i Los Angeles, dowiecie się w następnym poście!

TAGS
RELATED POSTS
Nowy Jork w 2 dni!

9 kwietnia, 2018

W ciągłej trasie!

30 stycznia, 2018

Los Angeles w 2 dni!

20 grudnia, 2017

LEAVE A COMMENT

Bogusz
Szczecin, Polska

Cześć! Nazywam się Bogusz i chcę wam przedstawić swoją podróż! Maniak Stanów Zjednoczonych, świeżo upieczony podróżnik, który uwielbia robić zdjęcia ze swoich wypraw. Kilkukrotny uczestnik programu Work and Travel w USA

Facebook Pagelike Widget